poniedziałek, 20 stycznia 2014

Here I go again on my own

Witajcie.
W ostatnim czasie wena jeśli chodzi o szkice jakoś mi nie dopisywała. Straciłam motywację do dalszego rozwoju. Można powiedzieć, że złapał mnie 'ołówkowy dołek emocjonalny'. Chyba za dużo patrzyłam na cudze prace. Takie podziwianie efektów innych ludzi bardziej mnie zniechęca niż dopinguje. Oglądając rysunki dziewczyny, która jeszcze pół roku temu nie potrafiła dobrze wycieniować twarzy a dziś robi portrety 'z górnej półki', włączam podświadomie blokadę pt. jestem do niczego. I chyba właśnie z tego powodu postawiłam na portret buntowniczki. 

WZÓR


EFEKT

W czasie rysowania towarzyszyła mi piosenka Here I go again on my own. Właściwie to motto idealnie pasuje do dziewczyny z rysunku, ponieważ widzę w niej samotność i dumę, która zmusza do ciągłego marszu. Pasuje też do mnie. Uwielbiam te nieliczne sytuacje, kiedy ja jako osoba mogę stopić się w jedno z tym, co tworzę i z inspirującą mnie muzyką. 
Dziewczyna patrzy gdzieś w przyszłość, zastygła w chwili obecnej. Niezależna ale zagubiona. 
Jak wędrowiec stworzony do samotności. 
Przed nią i przed sobą widzę mgliste zwierciadło dnia jutrzejszego. 
Marzenia...
Nie znam ich, ale na pewno za nimi gonię. 
Jakiekolwiek by one nie były. 
Muszę za nimi gonić, skoro po powrocie z zajęć wokalnych za każdym razem słyszę pretensje.
Skoro każde wyjście do teatru muszę zasłaniać kłamstwami.
Skoro nawet rysunki są według niektórych marnotrawieniem czasu.
Skoro nauka języków obcych, za które nie dostanę oceny, jest bez sensu.
Skoro moja praca nic nie znaczy.
Skoro nadal robię swoje, nie myśląc, gdzie mnie to zaprowadzi.
Muszę gonić za marzeniami.
 Jakiekolwiek by one nie były. :-)

sobota, 11 stycznia 2014

Nowe kredki - Grell i jego Sebas-chan!

Witajcie!
W czwartek po południu wybrałam się do sklepu papierniczego, żeby uzupełnić zapasik ołówków. Przy okazji miałam nadzieję upolować jakiś większy zestaw kredek, bo już od pół roku narzekam sobie po cichu na te, którymi od lata rysuję. No i nie zawiodłam się.
W mojej mieścinie sklepów z profesjonalnymi artykułami do rysowania nie ma, więc znalezienie niektórych produktów graniczy z cudem. Pod koniec sierpnia poprosiłam sprzedawczynię o wiszer - popatrzyła na mnie ze zdziwieniem i zapytała, co to właściwie jest. ;-)
Od tego momentu cieszy mnie każda zdobycz od KOH-I-NOORów do gumki chlebowej.
Tak więc dojrzałam na półce zestaw 24 kredek firmy Colorino i od razu chwyciłam go w ramiona.
To dosyć zabawne, bo kiedy stałam ze zdobyczą w kolejce do kasy, jakiś chłopiec(na oko 10-12 lat) prosił mamę o nowe kredki, na co ona odpowiedziała, że jest już na to za duży.
Za duży... No tak. A co ja mam powiedzieć? :-D

Jak tylko wróciłam do domu, postanowiłam sprawdzić świeży nabytek.

Na początek krótki komentarz biorący pod uwagę moje dotychczasowe doświadczenia z kredkami.


Stare kredki
Nowe kredki
Od razu zaznaczę, że jak na moje skromne wymagania to kredki BiC nie są złe. To, co mnie w nich denerwuje to swoista 'toporność' przy barwieniu. Trzeba nieźle przycisnąć gryf do kartki, żeby wydobyć odpowiedni kolor. Z drugiej strony może to być zaleta, bo z łatwością da się uzyskać jaśniejsze odcienie. Wadą natomiast jest z pewnością mniejsza ilość kolorów. Posiadany przeze mnie zestaw ma jedynie 12 kolorów. Trzeba się mocno natrudzić, żeby uzyskać jakiś oryginalny odcień, np. tzw. 'ciałowy'.

 Przejdźmy teraz do kredek Colorino. 

Zaskoczył mnie trójkątny kształt 'podstawy'. Miałam obawy co do temperowania, ale na szczęście ostrzenie idzie jak po maśle. Kredki się nie łamią i zgodnie z napisem na opakowaniu mają soczyste barwy. 
Zdziwiła mnie obecność odcieni takich jak srebrny, złoty i tzw. fluo. W rzeczywistości srebrny to po prostu jaśniejszy szary, złoty - ciemniejszy żółty a fluo to neonowa żółć. Złoty i srebrny, jak się przekonałam pomagają w cieniowaniu twarzy. 
Samo rysowanie tymi kredkami jest w miarę wygodne. Kolory są mocniejsze, więc bardziej też rzucają się w oczy pory kartki. Nadal nie znalazłam przepisu na zlikwidowanie tego mankamentu papieru. 

   



Przy użyciu tych cudeniek przygotowałam kolejną mangę inspirowaną "Czarnym lokajem".
Oto ona:

Oryginał
Efekt
Musiałam wymazać z rysunku dłonie bohaterów, bo po prostu nie potrafiłam ich narysować. Dłoń Grella wyglądałaby dziwnie praktycznie cała czarna, natomiast dłonie Sebastiana nie miałyby wówczas takiej wymowy jak na oryginalnym obrazku.

Niesamowicie podobają mi się włosy Grella. W końcu czerwony jest wyrazisty! 

Podsumowując, oba rodzaje kredek są dobre i mają swoje wady oraz zalety. Po jednym rysunku nie mogę stwierdzić, czy za chwilę nie powrócę do BiCa. Jednak mimo wszystko jestem zadowolona z zakupu. W końcu więcej odcieni bez wysilania ręki. Juhu!


środa, 8 stycznia 2014

Undertaker

Witam serdecznie
Właśnie ukończyłam kolejną mangę i jestem z niej szczególnie zadowolona. :-)
Na początek wyjaśnię, co ona przedstawia.
Ponownie zajęłam się tematyką anime "Czarny lokaj". 
Po obejrzeniu dwóch sezonów serialu jeszcze mi mało, więc muszę wszystkich ulubionych bohaterów po kolei uhonorować rysunkami. :) 
Ha! Później zabiorę się za musical, chociaż nie przekonują mnie ci japońscy wykonawcy.
Ale do rzeczy...
Narysowana postać to Undertaker. Inaczej - Grabarz. 
Nieco szalony człowiek... a raczej emerytowany shinigami. 
Jedna z moich ulubionych postaci. Wskazuje to chyba na moje odchylenia psychiczne. 
Myślę, że pogrążę się jeszcze bardziej stwierdzeniem, że nie przypuszczałam, iż rysowanie kości może być takie przyjemne. Te cienie między poszczególnymi kośćmi, przechodzące gładko w brudną biel. Ach.. XD


Oryginał
Efekt





Etapy tworzenia


niedziela, 5 stycznia 2014

Anioły i demony

Przygotowałam na dziś dwie prace.
Pierwsza z nich to zakuty w kajdany anioł w prostej, nieco niedbałej technice szkicu. 
Jest ona dla mnie bardzo ważnym odbiciem wielu emocji.
Samotność, odrzucenie, zamknięcie przed światem, niewola, zawiedzione nadzieje.
Tak mogę podsumować stworzony rysunek.
A oto on:


Kolejna sprawa to manga rysowana pod wpływem wielkich emocji, jakie targały mną po obejrzeniu pierwszego sezonu anime "Czarny lokaj".
Opanowały mnie straszliwe, apokaliptyczne wręcz wizje i poczucie bezsensu w życiu. Nie sposób opisać tego słowami.
Niestety (czy też może na szczęście) nastrój ten nie utrzymał się wystarczająco długo. 




Gdyby ktoś rok temu powiedział mi, że stanę się wkrótce zagorzałą rysowniczką mangi i fanką anime, wyśmiałabym go. A jednak... Życie po raz kolejny udowadnia, że takie rzeczy się zdarzają. :)