czwartek, 29 sierpnia 2013

Garść mangi i portret ślubny

Po tygodniu powracam z nowym wpisem.
Mimo, że nic nie publikowałam, to spędziłam ten tydzień pracowicie.
Nie ma teraz dnia, żebym nie chwytała za ołówek, a choć moja walka z kartką nie zawsze kończy się wielkim sukcesem, to myślę, że za jakiś czas będzie widać postępy. 
Najpierw pochwalę się szkicem robionym na zamówienie. 
Jest to portret pary młodej. Asia i Andrzej pobierają się w październiku, a rysunek ma być prezentem od siostry pana młodego. 
Przyznam, że nie jestem zadowolona z efektu. O ile mężczyzna wyszedł całkiem całkiem, to z panną młodą zawaliłam na całej linii. Na usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że zdjęcie na którym się wzorowałam było okrutnie pokiereszowane fotoszopem. Ciężko było wychwycić poszczególne linie cieni itd. 
Dobra, dosyć trucia. 
Oto i wspomniana wyżej praca.


A teraz przejdźmy do mangi.
Jestem leniuszkiem, który nie potrafi przyswoić sobie dobrze mangowego kanonu i rysuje wszystko z głowy bez jakichkolwiek wzorców. Dlatego właśnie efekty są takie jakie są.
Zadziwiające jest to, że mimo tak nędznych rezultatów, tworzenie własnych postaci sprawia mi tak dużą przyjemność. 
Przedstawiam wam kilka prac, które uznałam za najlepsze.



1. Panienka krwią zbrukana, czyli  jak ja bym chciała mieć taki gorset i karmazynową muchę.


2. On mnie trochę przeraża. Wygląda prawie jak Willy Wonka. 
A zwie się Maestro Sztuki i pochodzi z mojej głowy, choć tam był mniej kolorowy. 


3. A to mangowa wersja Gerarda Waya z czasów "The black parade". 
W hołdzie mojej ukochanej płycie z okazji drugiej rocznicy poznania My Chemical Romance.


4. Nawet anioły składają czasem dłonie, chyląc czoła przed Panem.





środa, 21 sierpnia 2013

Portret chłopca

Z mangi przeskoczyłam wprost do swego zwyczajowego stylu. 
Kolejny portret.
Tym razem narysowałam zdjęcie płaczącego chłopca, na które wpadłam przypadkowo, przeglądając weheartit.com. 
Zdjęcie urzekło mnie w szczególny sposób i w mojej głowie zapaliła się lampka z napisem 'musisz to narysować'. 
No to przystąpiłam do pracy.
Tym razem nie mierzyłam czasu(leniuszek), ale zrobienie całości zajęło mi prawie tydzień. A to dlatego, że ciężko jest zebrać się w sobie i rysować coś poruszającego, kiedy wewnątrz tańczymy z radości. Wychodzę z założenia, że do wszystkiego trzeba mieć odpowiedni nastrój. 
Jednak dziś dobrnęłam do końca pracy. No bo jak nie dziś, to już później mi się nie zechce. Końcówka robiona trochę 'na odwal', ale z całokształtu jestem w miarę zadowolona. Zwłaszcza z oczu. :)
Inspiracje muzyczne:
Dave Baxter


ORYGINAŁ



ETAPY TWORZENIA PRACY


EFEKT KOŃCOWY


Zdjęcie tego chłopca rozłamało mnie wewnętrznie i wywołało burzę refleksji. 
Rezultatem wszystkich przemyśleń było jedno postanowienie: jeśli kiedykolwiek będę miała dziecko, nie dopuszczę, by uroniło przeze mnie choć jedną, niepotrzebną łzę. 

A teraz dość smutania i maleńki bonus.
Kiedy nie byłam zajęta robieniem powyższego portretu, szlifowałam mangę. 
A oto mangowe zobrazowanie jednej z moich wizji w stylu fanfiction. Pozwólcie, że informację o tym, kim są postacie zostawię dla siebie. :-D
Tak wiem, nawaliłam z proporcją w odległości oko-nos u gostka z prawej strony. Na usprawiedliwienie powiem, że rysowałam to około północy, bez użycia jakichkolwiek tutoriali. Wszystko to totalnie z głowy.




czwartek, 15 sierpnia 2013

Manga - początki

Minionej niedzieli, późnym wieczorem stała się rzecz niesłychana - postanowiłam nauczyć się rysować w stylu mangi. 
Nigdy nie pomyślałabym, że będę brnąć w tym kierunku.
Jako dziecko uwielbiałam komiksy i kalkowałam pieczołowicie postacie z Witch. Później jednak priorytetem stał się dla mnie realizm obrazu. 
Teraz uznałam, że chcę spróbować czegoś nowego. 
Dlaczego właśnie manga?
Ponieważ w tej stylistyce nie muszę na nic patrzeć, żeby coś stworzyć. Mogę dać zaszaleć wyobraźni. Wystarczy, że będę stosować się do kilku prostych reguł. W dodatku nie trzeba pieścić się nad każdym szczegółem, bo tu nie chodzi o to, żeby można było policzyć pieprzyki na czyjejś twarzy, tylko o miłe wrażenie wizualne.
Początki są jak zwykle trudne.
Nie oswoiłam się jeszcze z ołówkiem B i cienkopisem, w związku z czym stawiane przeze mnie kreski są koślawe, a całość nie wygląda tak jak powinna. Mam jednak nadzieję, że wkrótce to się zmieni. O ile starczy mi samozaparcia i cierpliwości w ćwiczeniu.
Poniżej zamieszczam część efektów dotychczasowej pracy. 


MASKOFAZA!

Trzy wersje dziewczynki, czyli pierwsza próba rysunku twarzy

A tutaj zalążek większego projektu. Wtajemniczeni wiedzą o co chodzi. :-))


Ćwiczenia w robieniu głów

Ćwiczenia w rysowaniu całej postaci

To by było na tyle...
Warto jeszcze wspomnieć, kto został moim nauczycielem mangi, bo rzecz jasna, sama tego wszystkiego nie ogarnę. 
Panie i panowie, oto mistrz mangowych tutoriali youtuba - Mark Crilley


niedziela, 11 sierpnia 2013

Lukrecja Borgia

Kolejna praca!
Tym razem jest to świeżo ukończony portret Holiday Grainger w roli Lukrecji Borgii ze znakomitego serialu "Rodzina Borgiów".
Pierwsze próby narysowania tejże persony podjęłam już w 2011 roku, kilka miesięcy przed odkryciem potęgi cieniowania. Były to jednak próby nieudolne, zakończone fiaskiem. 
Teraz powróciłam do dawnego marzenia i mam nadzieję, że tym rysunkiem udało mi się choć w niewielkim stopniu uchwycić piękno i urok papieskiej córki. 
Przejdźmy do spraw technicznych.
Zdjęcie na którym się wzorowałam było do granic możliwości 'wyfotoszopowane'. Takie obrazy najtrudniej rysować, ponieważ brak im mnogości odcieni. W związku z tym większa część twarzy jest całkowicie biała, co może wyglądać ładnie na zdjęciu, ale rysunek wychodzi mało realistycznie. 
Już wybierając zdjęcie o tak słabej jakości, liczyłam się z tym, że efekty mogą być marne. Ale uparłam się na Lukrecję i ani mi się śniło zmieniać modelki. 
Po wycieniowaniu górnej części twarzy, widząc, że nic z tego nie będzie, postawiłam na dość ryzykowny zabieg. Tak naprawdę nie mam pojęcia, skąd do mojej głowy wpadł pomysł, żeby całą widoczną skórę powycierać fragmentarycznie kawałkiem gumki chlebowej. 
Po zakończeniu czynności Lukrecja zrobiła się łaciata, wyglądając trochę jakby była cała w wybroczynach(etapy tworzenia pracy-krok 5). Zastanawiałam się, czy nie zaniechać rysowania. Na szczęście uznałam, że to bez znaczenia, jak wygląda skóra, bo po dorysowaniu włosów i ubrania wszystko może się zmienić. Poza tym, szkoda wyrzucać coś, czemu poświęciło się tyle czasu. 
Koniec końców portret nie wyszedł aż tak źle, mimo że skóra wygląda teraz na 'wypłowiałą', wyjętą wprost ze starej fotografii. Można to jednak uznać za ciekawy efekt artystyczny, a nie błąd rysownika. :-)
Kolejna rzecz...
Pierwszy raz postanowiłam, że zmierzę sobie czas tworzenia. Zawsze, gdy mnie pytają, ile zajmuje mi jeden portret, odpowiadam ogólnikowo - dwa wieczory, trzy... Muszę zacząć sprawdzać sama siebie, żeby wiedzieć jak w zależności od włożonej pracy, zmienia się czas rysowania.
Nad Lukrecją nie starałam się zbyt mocno. Chyba dlatego, że to taki portret robiony 'dla zabicia czasu' i nie mam do niego szczególnego sentymentu. Widać to po efektach. W porównaniu z Damianem Aleksandrem czy Edwardem Nożycorękim wypada blado. 
Ale do rzeczy, czas tworzenia dla Lukrecji Borgii wynosi równo 5,5 godziny.
Do wykonania pracy użyłam ołówków o wartościach: HB2, F, B2-B5.
Jedna z inspiracji muzycznych: Extravaganza

PIERWOWZÓR



ETAPY TWORZENIA



EFEKT KOŃCOWY








czwartek, 8 sierpnia 2013

Piękna i Bestia

Najnowsza praca ukończona wczorajszego wieczora.


Technika i temat wydają się być rodem z przedszkola. :)
Prawda jest jednak taka, że baśnie Disneya nie są przeznaczone jedynie dla dzieci, ale także, a może nawet przede wszystkim dla dorosłych. Bo im człowiek starszy, tym częściej zapomina o tym, co powinno być dla niego naprawdę ważne. Mam wrażenie, że większość dorosłych spłyca otaczający nas świat. Umykają im pewne szczegóły, które dla najmłodszych są normalnością. I tak w miarę upływu czasu do ich życia wkracza szarość i monotonia dnia codziennego, który tak naprawdę ma w sobie więcej kolorów, niżby się mogło wydawać. Wystarczy po prostu na powrót uruchomić wyobraźnię i przyjrzeć się bliżej temu, czego się wcześniej nie zauważało. 
Baśnie Disneya uczą, bawią i kolorują świat, dlatego uważam, że warto do nich powracać bez względu na wiek. Bo za każdym razem ogląda się je inaczej. 
Ja wczoraj odświeżyłam sobie opowieść o Pięknej i Bestii. Właściwie muszę przyznać, że nigdy wcześniej nie widziałam tej bajki w wersji disnejowskiej, ale sama historia była mi znana z innych źródeł. 
Może to dziwne jak na mój wiek, ale seans wzruszył mnie niemal do łez. Piękna była końcowa scena, w której Bestia zostaje raniony przez Gastona. Samo zakończenie jednak niezbyt przypadło mi do gustu. Jako miłośniczka dramatyzmu uważam, że lepiej byłoby gdyby Bestia zginął. 
Ach... Ile bym dała, żeby zobaczyć to w wersji musicalowej na scenie. *_*
No dobra, dość refleksji. Czas na małe podsumowanie pracy. 
Szczerze mówiąc, nie przepadam za robieniem prac w kolorze, bo najzwyczajniej w świecie nie potrafię obsługiwać się kredkami. Ten rysunek to tak naprawdę moja pierwsza próba. 
Pracę zaczęłam od wyrysowania konturów ołówkiem, by później poprawić je mazakami. Następnie nakładałam warstwami różne kolory, używając kredek Tropicolors 2 firmy BiC. Na koniec niektóre fragmenty poprawiłam ołówkami F oraz 3B. 
Efekt jak na pierwszy raz jest w miarę zadowalający. Myślę, że jeszcze powrócę do tej techniki, a może nawet uzbroję się w jakiś zestaw porządnych kredek. Marzę o takim kolorowym portrecie z prawdziwego zdarzenia, ale brakuje mi funduszy na dobry sprzęt rysowniczy. No i chyba jeszcze do tego typu prac nie dojrzałam. ;-)
Inspiracją muzyczną w trakcie tworzenia był dla mnie m.in. utwór Toma Odella Grow Old With Me
Dlaczego właśnie to? Nie mam pojęcia. Po prostu musiałam jakoś utrzymać refleksyjny nastrój po zakończeniu seansu "Pięknej i Bestii".
Podsumowując, dorastajmy z głową! Nie warto wyrzucać w zapomnienie tego, co w dzieciństwie najpiękniejsze - wyobraźni. 
Niech Walt Disney będzie z wami! 

wtorek, 6 sierpnia 2013

Witajcie

Oto ja.
Zatytułowałam się White Raven, choć białym krukiem z pewnością nie jestem pod żadnym możliwym względem. Pseudonim ten to jedynie naleciałość przeszłości. Połączenie słów które kiedyś przypadło mi do gustu. No i tak już zostało. 
Jak wskazuje sama nazwa strony - zajmuję się rysunkiem. Głównym przedmiotem mojej twórczości są portrety. Jest w ludzkiej twarzy coś, co fascynuje mnie bardziej niż inne elementy otaczającego świata, dlatego wpatrywanie się godzinami w zdjęcie i przenoszenie każdego detalu na kartkę sprawia mi masochistyczną wręcz przyjemność. 
Z zamiarem założenia tego bloga nosiłam się już od kilku miesięcy. W końcu mi się udało! 
Będę tu publikować swoje najnowsze prace wraz z osobistymi refleksjami. Może kiedyś ruszę z tutorialami, chociaż na razie nie czuję się wystarczająco dobra, by radzić innym, jak mają rysować. 
Mam nadzieję, że przy pomocy tej strony będę mogła skutecznie śledzić swoje postępy, a przy okazji dowiem się, nad czym jeszcze muszę popracować.